[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]

KONKLUZJA

Ze wszystkiego, co dotychczas było powiedziane, czytelnik może wnioskować i przekonać się, na ile sprzeczne z nauką ewangelii są dogmaty Kościoła rzymskokatolickiego i dlaczego ja w nie, nie wierzę.

Jakkolwiek to są rzeczywiste powody, dla których wystąpiłem z Kościoła rzymskokatolickiego, to jednak one nie mówią o tym, co przyjąłem na ich miejsce.

Chcę to szczególnie podkreślić na zakończenie niniejszej broszury. Wszyscy mamy dusze nieśmiertelne i już od młodości stoimy przed wyborem wiecznego zbawienia lub wiecznego potępienia. Nie wystarcza porzucić jakąś doktrynę, koniecznością jest przyjęcie prawdy.

Pierwszym krokiem, który każdy rzymskokatolik musi uczynić, jeśli chce iść za prawdą, jest wystąpienie z tego kościoła. Na tym się jednak nie kończy; musi uczynić też drugi krok, jeśli chce być zbawiony. "Musicie się na nowo narodzić" (Jn.3,3). Ten drugi krok ja też uczyniłem.

Często słyszy się powiedzenie, że każdy opuszczający Kościół rzymskokatolicki nie ma gdzie się udać i nigdzie nie zazna schronienia. Znalezienie prawdy kosztowało mnie trzynaście lat trudu na łonie Kościoła rzymskiego, lecz gdy tylko wystąpiłem z niego, od razu znalazłem schronienie. Zapytacie - gdzie? W Ewangelii Pana naszego Jezusa Chrystusa. Otwórzmy Ewangelię Mateusza 1,21 i czytajmy: "I nadasz Mu imię Jezus, albowiem On zbawi lud swój od grzechów ich".

W Dziejach Apostolskich 4,12 czytamy: "I nie masz w nikim innym zbawienia; albowiem nie masz żadnego innego imienia pod niebem, danego ludziom, przez które byśmy mieli być zbawieni". Na innym miejscu ewangelista Łukasz pisze o pewnym faryzeuszu, który krytykował Pana Jezusa za to, że przyjął Marię Magdalenę i pozwolił jej namaścić swoje nogi. Ona była znana ze swego grzesznego życia, a on faryzeusz, był znany z pobożności, lecz to go nie usprawiedliwiło w oczach Pana Jezusa, nie dało mu też prawa do zbawienia, podczas gdy ona, grzesznica, usłyszała takie słowa z ust Pana Jezusa: "Grzechy twoje są ci odpuszczone" (Łk.7,48). Kiedy inni obecni zaczęli wątpić, Pan Jezus wyjaśnił im powód, dla którego kobieta ta dostąpiła usprawiedliwienia: "Wiara twoja zbawiła cię, idźże w pokoju" (Łk.7,47-50).

Od dzieciństwa uczono mnie, że nasze własne uczynki zbawią lub potępią nas. Nasze zbawienie zależy całkowicie od nas samych, od naszego oddania się na usługi Niepokalanej. Oddanie się na usługi Marii jest gwarancją naszego zbawienia, noszenie medalików i zamawianie nowenn do świętych, pomaganie zmarłym w wydostaniu się z czyśćca, opłacanie mszy, kupowanie bulli, prośby o odpusty - wszystko to jest konieczne do osiągnięcia zbawienia.

Wszystko to razem wzięte przyniosło mi tylko zwątpienie i zamęt. Wtedy jeszcze raz otworzyłem Ewangelię i usłyszałem słowa Pana Jezusa wypowiedziane do największej grzesznicy: "Grzechy twoje są ci przebaczone". Lecz, próbowałem protestować, łotr nie był ochrzczony, mimo to Pan Jezus powiedział do niego: "Dziś ze mną będziesz w raju" (Łk.23,43).

Z piersi mej wydobył się krzyk: "Przecież ta grzesznica nie była u spowiedzi. Ona nie błagała Niepokalanej i nie otrzymała od niej zbawienia, a jednak Pan Jezus rzekł do niej: "Grzechy twoje są ci przebaczone!" On też zapewniał, że ten, który wierzy w Niego nie umrze na wieki. I znowu: "Jam jest drogą... nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie" (Jn.14,6).

Potem czytałem, co pisze apostoł Jan: "Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny; ale kto nie wierzy Synowi, nie będzie oglądał żywota, lecz gniew Boży zostaje nad nim" (Jn.3,36).

"I to jest świadectwo, że nam Bóg dał żywot wieczny, a ten żywot jest w Synu Jego. Kto ma Syna, ma żywot, kto nie ma Syna Bożego, nie ma żywota" (1Jn.5,11-12).

Cóż tedy z dobrymi uczynkami? - myślałem sobie. Tu znowu przyszła odpowiedź z Ewangelii. Jakie dobre uczynki wykonał łotr na krzyżu? Jakie dobre uczynki wykonał syn marnotrawny, że go ojciec przyjął z powrotem za syna?

"Lecz tym, którzy Go przyjęli, dał moc stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego. Którzy nie ze krwi, ani z woli ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili" (Jn.1,12-13).

Dwadzieścia trzy lata spędzone w zakonie wywarły na mnie wielki wpływ i choć zwątpienia ustępowały, to jednak niezupełnie. Dobre uczynki, konieczność dobrych uczynków, uświęcająca moc dobrych uczynków nakazanych przez zakon... Myśli te były dla mnie torturą.

Opuściłem rodzinę i wszystko, co było mi drogie w tym świecie. Wyrzekłem się wszelkich wygód, składając śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa zakonowi jezuitów. Pokutowałem, spędzałem długie godziny na modlitwie, głosiłem doktryny chrześcijańskie, zgodnie z najściślejszą prawowiernością katolicką, wiernie wykonywałem przepisy zakonne. Czy to nie było wystarczające dla mego usprawiedliwienia? Czy mogę z zupełną pewnością i ze spokojem oczekiwać śmierci i sądu?

Słowa apostoła Pawła były mi znowu odpowiedzią na wszystkie niepokojące mnie pytania: "Chociaż ja mógłbym mieć zaufanie w ciele, a jeśli inny sądzi, że może mieć zaufanie w ciele, tym bardziej ja, obrzezany ósmego dnia, z narodu izraelskiego, z pokolenia Beniamina, Żyd z Żydów, według zakonu faryzeusz (najbardziej pobożna sekta żydowska). Według gorliwości prześladowca kościoła (myśląc, że to fałszywa religia, zwalczał ją z takim fanatyzmem), według sprawiedliwości, która jest z zakonu, będąc bez nagany. Ale to, co mi było zyskiem, tom z powodu Chrystusa poczytał za szkodę. Owszem i wszystko poczytuję za szkodę dla zacności poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego, dla którego wszystkiego się wyrzekłem i wszystko poczytuję za śmiecie, żeby pozyskać Chrystusa i być znalezionym w Nim, nie mając własnej sprawiedliwości, która Jest z zakonu, ale mając tę, która jest przez wiarę w Chrystusa; sprawiedliwość z Boga przez wiarę; żeby poznać Jego i moc Jego zmartwychwstania i wspólność cierpień Jego, stając się podobny śmierci Jego" (Filp.3,4-10).

Serce moje biło szybciej z podniecenia, umysł mój oświeciło światło, a pokój napełnił moją duszę. Jeszcze jaśniejsze były mi słowa tegoż apostoła do Galatów: "Jeśli przez zakon jest sprawiedliwość, tedy Chrystus na próżno umarł" (Gal.2.21).

Zdawało mi się, że apostoł Paweł patrząc mi w oczy, powtarzał swoją przestrogę pisaną do Galatów: "O bezrozumni Galatowie, któż was omamił, abyście prawdzie nie byli posłuszni, którym przed oczyma Jezus Chrystus przedtem był odmalowany, jakby między wami ukrzyżowany? Tego tylko radbym się dowiedzieć od was, czy z uczynków zakonu wzięliście Ducha, czy ze słuchania wiarą" (Gal.3,1-3). "Że zaś przez zakon nikt nie jest usprawiedliwiony przed Bogiem, to rzecz jasna, bo sprawiedliwy z wiary żyć będzie" (Gal.3,11). "Chrystus odkupił nas z przekleństwa zakonu" (Gal.3,13).

Snując nadal rozważania pytałem: "A uczynki nakazane przez zakon, czy nie usprawiedliwią, czyżby one były bez pożytku?"

Odpowiedź apostoła Pawła była taka: "A przedtem, im przyszła wiara byliśmy pod strażą zakonu, wespół zamknięci aż do przyjścia wiary, która miała być objawiona. A tak zakon był naszym przewodnikiem ku Chrystusowi, abyśmy z wiary byli usprawiedliwieni. Ale gdy przyszła wiara, już nie jesteśmy pod przewodnikiem. Albowiem wszyscy jesteście synami Bożymi w Chrystusie Jezusie przez wiarę" (Gal.3,23-26).

Dobre uczynki są miłe Bogu. Powinniśmy je czynić, wyrażając w ten sposób naszą wdzięczność, by podobać się Jemu i stawać się Jemu podobnymi. Pomimo to dobre uczynki nas nie usprawiedliwiają. Jedynie wielka łaska i miłosierdzie Jezusa Chrystusa mogą nas usprawiedliwić. Potrzebowałem jedynie przyjąć Pana Jezusa Chrystusa jako swego Zbawiciela i uwierzyć w zbawienną moc Jego krzyżowej męki. Grzechy moje zostały przebaczone. Mój dług wobec Ojca Niebieskiego był spłacony. Wiara w Zbawiciela Chrystusa Pana była jedynym środkiem, który mógł usprawiedliwić moją duszę. Przyjąłem Go. Uwierzyłem Mu.

Od tego momentu poczułem, że Pan Jezus Chrystus wypełnił swoje Słowo w duszy mojej. "Kto uwierzy we Mnie, jak powiedziano w Piśmie, rzeki wody żywej popłyną z żywota jego" (Jn.7,38).

"...Od dziś jestem waszym bratem..."

Wyjątki z przemówienia księdza Luisa Padrosa, wygłoszonego w kościele baptystów w Tarrasa, 18 lutego 1951 roku, w którym dał świadectwo swej wiary opartej na Ewangelii. Przemówienie to było wygłoszone na kilka dni przed jego odjazdem do Argentyny.

Drodzy w Panu bracia! Tylko co słyszeliśmy od naszego drogiego kaznodziei, pana Vila, opinię, że jestem wspaniałym mówcą. Rzeczywiście w ciągu ostatnich lat byłem zaangażowany do kazań i przemówień, szczególnie do licznych zgromadzeń i wybranych słuchaczy. Podczas tych licznych przemówień nigdy nie czułem się zdenerwowany. Dziś po raz pierwszy w mojej publicznej pracy, jako mówca, czuję, że nie mogę przemawiać, nie mogę... To jest najbardziej wzruszający moment w moim życiu, więc nie spodziewajcie się usłyszeć wspaniałego mówcy. Dziś stoję tu przed wami wszystkimi po to, by wam zaświadczyć, że od dziś jestem waszym bratem.

To, co mnie spotkało, jest bardzo podobne do tego, co nam mówił apostoł Paweł o swoim doświadczeniu. Ja prześladowałem was! Może wy nie zdawaliście sobie z tego sprawy, lecz to jest faktem, że prześladowałem was całą duszą i z przekonaniem. Urządzałem specjalne zjazdy dla przewodniczących "Akcji Katolickiej", właścicieli fabryk i najaktywniejszych propagandzistów naszej rangi. Spędziłem cały dzień na przygotowaniu przemówienia pod tytułem "Protestancka herezja", szczególnie zaś "Protestancka herezja w Tarrasa". Tytuł mego przemówienia na ten zjazd brzmiał: "Tarrasa - siedzibą herezji". Musicie wiedzieć, że my, katolicy, uważamy pana Vila za okropnego człowieka. Pojechałem do Villafranca, by tam wygłosić przemówienie. Tam mi mówią: "Mamy tu wielki kłopot".

- Co się stało? - zapytałem.
- Niedawno protestanci otworzyli tu swoją kaplicę. Czy chcesz, by nasza młodzież z "Katolickiej Akcji" poszła i zburzyła ją, obrzucając kamieniami? - odpowiedzieli.
- Nie, zaczekajcie. To nie będzie po chrześcijańsku.

Lecz bolało mnie to, że pojawili się tam protestanci.

- Skąd oni się tu wzięli? - pytałem dalej.
- Przybyli z Tarrasa - brzmiała odpowiedź.

Przybyłem do Tarragona i tam usłyszałem tę samą historię.
- Skąd tu ci przyszli?
- Z Tarrasa!

W Villanueva powiedziano mi, że i tam już są ci z Tarrasa. Przyrzekłem wtedy katolikom, że powstrzymam pochód tych ludzi i że nawet w Tarrasa protestantyzm musi upaść. Przecież to wszystko kłamstwo i musimy pozbyć się wszelkiego błędu. Potem, zwracając się do elity z Tarrasa, rzekłem:

- Czy wam nie wstyd, że tu, w Tarrasa, znajduje się główne gniazdo protestantyzmu na całą Katalonię? Czyż aż dotąd nie mogliście tego zlikwidować?
- Dobrze, ojcze, proszę się tym nie przejmować, to nie jest tak ważne - brzmiała odpowiedź.
- To nieważne? Wiem, że oni zyskują coraz więcej nowych członków, czyż to was nie obchodzi, że oni kradną nam dusze ludzkie?
- Niech się ojczulek nie martwi - odpowiedzieli mi. - Protestanci niewiele wykonają.
- Dobrze - powiedziałem. - Rozpoczniemy od zapoznania się z doktrynami protestantów.

Po jakimś czasie przychodzi do mnie pan X i mówi:

- Miliony moje są do waszej, ojcze, dyspozycji, byleby już położyć kres protestantom.
- Wspaniale - odpowiedziałem. Przyszli też inni i pytali:
- Ojcze, co polecisz nam wykonać?
- Przynieście mi listę imienną wszystkich protestantów w Tarrasa - powiedziałem.

Po dwóch dniach miałem nazwiska i adresy wszystkich protestantów w Tarrasa. Od tego zaczęliśmy przygotowanie naszej kampanii przeciw protestantom. W międzyczasie gorliwie badałem całą sytuację. Przygotowanie rozpocząłem od badania Pisma Świętego, lecz... Gdzież są moje dowody nieomylności papieża? Nie mogłem ich nigdzie znaleźć... Gdzież jest napisane o eucharystycznym poście? Gdzież mowa o mszy? Gdzie jest to wszystko? Nie znalazłem. Im więcej badałem Pismo Święte, tym jaśniej widziałem, że chrześcijaństwo a rzymskokatolicyzm to dwa przeciwległe bieguny. W miarę mego wgłębiania się w Pismo Święte przekonanie wzmacniało się.

Aż nareszcie nadszedł moment decyzji (wam się zdaje, że to był moment, dla mnie to było trzynaście lat walki wewnętrznej, trzynaście lat borykania się z sobą). Rzeczywiście, muszę się przyznać, że to była walka, w której znajdowałem zadowolenie. Chętnie podejmowałem się wszelkich najtrudniejszych spraw. Tłumy, do których lubiłem przemawiać, były trudne do opanowania i niebezpieczne.

Walka ta też nie była mi ciężarem i nie była też zniechęcająca. Zwalczanie protestantów było przyjemnością, tym bardziej że byłem pewny zwycięstwa.

- Kim ty jesteś? - musiał Pan myśleć, patrząc na mnie z nieba. - Ktoś ty, że chcesz przeciwko ościeniowi wierzgać? - rzekł jak niegdyś do Saula.

Podjęte zadanie wykonywałem uczciwie, szczerze szukając prawdy, lecz moi przyjaciele, musicie wiedzieć, czego może przedtem nie wiedzieliście, że dla katolika znalezienie prawdy jest rzeczą prawie niemożliwą. Wiecie dlaczego? Gdzie my możemy znaleźć prawdę? W Słowie Bożym, w Piśmie Świętym.

Stój! - powie katolik. Nie wolno ci czytać Pisma Świętego, chyba że ono będzie zaopatrzone w objaśnienia ojców: Bove'a, Nacara Colugne'a lub Scio. Objaśnienia te, podane na marginesie tekstu są tego charakteru: "Św. Paweł mówi tak, lecz to należy rozumieć w sposób następujący, św. Mateusz powiedział tak, lecz rozumieć to należy tak, jak ja podałem w swych objaśnieniach".

Czyż mi nie wolno czytać tego, co powiedzieli św. Paweł, Piotr lub sam Pan Jezus w Ewangelii? Nie, gdyż to jest na liście książek zakazanych.

Niemożliwe! Ewangelia Pana naszego, wszystkie pisma apostołów na liście zakazanych książek! Naturalnie, gdyż nie wolno ich czytać tak długo, dopóki nie zostaną zaopatrzone w komentarze osoby upoważnionej do tłumaczenia Pisma Świętego.

W taki sposób nauka, którą praktykujemy, jest wymysłem człowieka, a nie Słowem Bożym. Widzicie więc te tytaniczne zmagania zachodzące w duszy mojej, która szczerze pragnęła poznania prawdy, lecz zawsze napotykała przed sobą człowieka zastępującego jej drogę i mówiącego jej, że ona nie może iść bezpośrednio do Boga, gdyż to będzie herezją, rewolucją, że najpierw musi upokorzyć się u nóg człowieka, by w ten sposób mieć dostęp do Boga.

Lecz kto tak powiedział? Jeśli chcę znaleźć Jezusa Chrystusa, dlaczego mi nie wolno iść wprost do Niego?

Potem zobaczyłem, że w katolickim kazaniu, nabożeństwie, w całym życiu katolików Jezus Chrystus jest przedstawiony jako postać skamieniała, jako martwe ciało, jako człowiek przybity do krzyża, lecz martwy, bez życia. Dlatego kościół nie może wpoić w swoich członków miłości do Jezusa Chrystusa, a tam, gdzie nie ma miłości, tam nie ma możliwości zbawienia, niezależnie od tego, ile mszy, szkaplerzy, medalików, nowenn i obrazów miałby człowiek - wszystko to nie pomoże, dopóki grzesznik nie będzie miał miłości i wiary. A miłości tej nie będzie dopóty, dopóki grzesznik nie zobaczy oczami duszy żywego Chrystusa, umierającego za niego na krzyżu.

Czy wiecie, co się dzieje z rzymskokatolikiem? Coś, co jest bardzo naturalne w rzymskokatolickim systemie, lecz bardzo tragiczne. Oni mówią człowiekowi: "Jezus Chrystus umarł za ciebie, tak, za ciebie, lecz to nic rzeczywiście ci nie daje". Oni nie mówią tak dosłowne, lecz to jest wynikiem ich praktyki - to nic ci nie daje, gdyż jeśli nie będziesz bardzo ostrożny, to i tak zginiesz. Zbawienie twoje zależy całkowicie od ciebie samego, od wielu odmówionych modlitw, od noszenia szkaplerzy, od twego oddania się na usługi Niepokalanej, co jest gwarancją twego zbawienia, od przyjmowania komunii świętej pierwszego piątku każdego miesiąca w ciągu dziewięciu miesięcy - dziewięciu, nie ośmiu lub siedmiu - jeśli nie w ciągu dziewięciu, to wszystko będzie bez znaczenia. Musisz być oddany św. Piotrowi i św. Antoniemu. Pamiętaj, że do św. Antoniego musisz odmówić trzynaście "Ojcze nasz", nie dwanaście, lecz całe trzynaście, gdyż inaczej wszystko będzie bez znaczenia... I tak dalej. Czy to nie przypomina nam słów Pana Jezusa Chrystusa wypowiedzianych pod adresem faryzeuszy: "Wodzowie ślepi, którzy przecedzacie komara, a wielbłąda połykacie, podobni grobom pobielanym" (Mt.23,24-27). Oto czego nauczają kapłani, których autorytet jest ponad wszystko. Przed oczyma ludzi postawiliśmy zasłony: świętą Matkę, kościół z kapłanem. A gdzie jest Pan Jezus Chrystus? Jego można znaleźć na drugim planie. Gdzie? Poza kościołem i poza kapłanem, lecz ludzie muszą iść do kościoła i do kapłana i tam już pozostają. Dlatego mamy rzymskokatolika z kościołem i kapłanem, ale bez Chrystusa. Nic dziwnego, że jego duchowe życie jest tak słabe i anemiczne.

Przez te i wiele innych rzeczy doszedłem do przekonania, że doktryny katolickie nie są prawdziwe. W tym czasie odprawiałem jeszcze msze, mając z sobą chłopca-akolitę, który mi odpowiadał podczas mszy, nic przy tym nie rozumiejąc po łacinie. Biedny chłopczyna męczył się wymawiając słowa często niewłaściwie. Gdyby mógł mi odpowiadać po hiszpańsku, rozumiałby, co ja mówię i wiedziałby też, co odpowiada, przez to byłby w bardziej pobożnym stanie ducha.

Lecz, myślałem sobie, to jest moment mszy świętej, w którym, jak nas uczono, ofiarujemy ciało Pana Jezusa. Poza mną byli zebrani liczni wierni, którzy widzieli księdza obróconego do nich plecami, wykonującego pewne ruchy i mówiącego niezrozumiałe dla nich słowa; jedni z nich drzemali, inni ziewali. Czy to jest istotne dla religii? Czy to jest postanowione przez Boga?

Wszystko to jest zabawne dla was, tak samo jak i to, co wy wykonujecie jest zabawne dla katolików. To, co dla was jest sprawą podstawową, by każdy opierał swoją wiarę na Jezusie Chrystusie, Zbawicielu naszym, katolicy uważają za herezję.

Czy wiecie, co się stanie? Nie jest tak łatwo zmienić religię. Gdybyście wiedzieli, co za tortury przeszedłem. To jest bardzo poważny krok. Nie jest rzeczą łatwą wystąpić przeciw tradycji, w której spędziło się całe życie, wystąpić przeciw rodzonej atmosferze, przeciw swojej rodzinie, przeciw przyjaciołom, którzy powiedzą dwie rzeczy, nie mając innych argumentów przeciw temu, kto występuje z Kościoła rzymskokatolickiego, a udaje się do protestantów: że on zwariował lub zakochał się.

Nie tak dawno temu słyszeliśmy o nawróceniu się innego jezuity, księdza na wysokim stanowisku, Carrillo de Albornoz, sekretarza Wszechświatowego Związku Marii. Słyszałem, co mówiono o nim w naszym środowisku: "Biedny człowiek, widocznie stracił rozum", lub: "W tę sprawę musiała być zamieszana kobieta". Oni nie mają innych argumentów.

Przez trzynaście lat studiowałem ten problem, mając za sobą 43 lata pobożnego życia katolickiego. Piętnaście lat spędziłem na studiach teologicznych, dziesięć lat byłem księdzem i kaznodzieją, przemawiając do tłumów i do wybranych słuchaczy. Mówię wam, że to nie jest moment emocji. W momencie emocji, wiem dobrze, ksiądz może popełnić każdy grzech: cudzołóstwo, morderstwo lub rabunek, lecz potem winien się opamiętać, pokutować, wyznać grzechy i być dalej księdzem. Lecz zmiana religii nie może być wynikiem emocji, lecz jedynie skutkiem refleksji po głębszym zastanowieniu się nad Słowem Bożym i po znalezieniu wielkich różnic w doktrynach.

Na przykład, gdzie jest doktryna o spowiedzi w Dziejach Apostolskich? Gdy zaczynamy kazanie mówimy: "Idźcie do spowiedzi". Lecz oto widzę niewiastę płaczącą u nóg Jezusowych, do której On powiada: "Grzechy twoje są ci odpuszczone". Kiedy ona się spowiadała? Jakie grzechy wyznała? Jezus widząc, że inni goście zaczęli wątpić, rzekł do niewiasty: "Wiara twoja zbawiła ciebie". Gdzie jest tu wzmianka o dobrych uczynkach lub o chodzeniu do świątyni?

Oto inna scena. Obok Jezusa na krzyżu umiera łotr. Jakie on dobre uczynki spełnił? Chyba ten jeden, że uwierzył w Jezusa Chrystusa, Zbawiciela, nic innego. Naturalnie, gdyby on żył potem, na pewno spełniałby chrześcijańskie obowiązki, lecz to nie było konieczne dla jego usprawiedliwienia. Chrystus przelał swoją krew za niego, on uwierzył w to zbawienie, wykonał akt przyjęcia wiarą i był usprawiedliwiony w oczach Ojca. Na podstawie tego Chrystus mógł mu powiedzieć: "Dziś będziesz ze Mną w raju". Nie w czyśćcu. Co oznacza czyściec? Gdzie jest czyściec? Oto, co sobie powiedziałem: Ile lat spędził ten łotr w czyśćcu? Całe swoje życie spędził na rabunku, może nawet dopuścił się morderstwa, a jednak Jezus rzekł do niego: "Dziś będziesz ze mną w raju". Więc on nie poszedł do katolickiego czyśćca. Kto mówi o czyśćcu? Naturalnie nie Pismo Święte. Czy wykonaliście akt wiary? Jeśli tak, jesteście usprawiedliwieni.

Jeszcze jeden problem bardzo mnie interesował: gdy opuszczę Kościół rzymskokatolicki, kto będzie przebaczał mi grzechy? Naturalnie będę się starał nie grzeszyć, lecz jesteśmy tak słabi, więc jeśli zgrzeszę, co się stanie wtedy? Kto mnie rozgrzeszy? W Kościele rzymskokatolickim urządzaliśmy się bardzo wygodnie. Gdy popełnimy jakiś grzech, idziemy wtedy do księdza, "Ego te absolvo pecatis tui" i wszystko jest skończone, mogę przyjmować komunię. Gdy zaś wystąpię z Kościoła rzymskokatolickiego, co będę wtedy czynił?

Dzięki Bogu, że w Dziejach Apostolskich i w Ewangelii jest wyraźnie powiedziane, że przebaczenie mogę otrzymać tylko od Boga samego.

Gdybyście wiedzieli, jakie tortury przechodzi dusza katolika, nigdy nie przestalibyście dziękować Bogu za to, w czym jesteście i co posiadacie. Ludzie, którzy codziennie chodzą na mszę i zawsze są na nabożeństwie w kościele, żyją w ciągłej rozterce duchowej, pytając się samych siebie: "Czy będę zbawiony, czy też zginę? Czy uczyniłem dobrą spowiedź, czy też nie? Gdy opowiadałem o moich grzechach, czy nie należało powiedzieć tego w inny sposób? Czy ja rozumiałem je w ten sposób, a mój spowiednik rozumiał je inaczej, możliwe, że wymawiałem je tylko dwa razy, gdy powinienem był wymienić je trzy razy. To była taka delikatna sprawa; wspomniałem o niej, lecz dlaczego nie podałem bliższych szczegółów?" Oni nigdy nie mają spokoju. Czy więc to jest prawdziwa religia? Co to wszystko znaczy? Gdzie w Ewangelii znajdujemy mowę o takiej metodzie dręczenia grzeszników? Kiedy Jezus Chrystus lub Jego uczniowie torturowali grzesznika takimi pytaniami?

Synu mój, czy pokutujesz? Czy masz wiarę w sercu twoim, że Chrystus, nasz Pan, zbawił cię? Jeśli tak, to wiara twoja zbawiła cię, to jest wszystko. Czy apostoł Paweł nie powiedział: "Jeśli przez zakon jest usprawiedliwienie, tedy Chrystus na próżno umarł"? (Gal.2,21).

Miłość, którą wy, protestanci, macie do Chrystusa, której katolicy nie mogą mieć w tym samym stopniu, jest wynikiem tego, że wy znacie Go jako swego Zbawiciela. Rzymskokatolik natomiast chce być sam sobie zbawicielem. On mówi: "Ja będę zbawiony lub potępiony zależnie od tego, co uczyniłem lub czego nie uczyniłem".

Naturalnie każdy ewangelik, który powiedział sobie: "Będę żył, jak mi się podoba, gdyż Chrystus mnie zbawił" - zginie tak samo. Jestem pewny, że wy to tak dobrze rozumiecie.

Przedwczoraj odwiedził mnie pewien jezuita, który był moim instruktorem po moim wstąpieniu do zakonu. Wiedział o mojej decyzji wystąpienia z kościoła, więc rzekł do mnie: - Ja pozostaję przy słowach Malmesa: "Kto opuszcza katolicyzm, nie wie, gdzie szukać ucieczki. Dowodem prawdziwości katolicyzmu i tego, że inni są tylko sekciarzami jest ten fakt, że każdy z nich mówi co innego, tak, że człowiek nie wie, gdzie się udać".

- Lecz - odpowiedziałem mu - znalezienie prawdy i stwierdzenie, że ona jest poza Kościołem rzymskokatolickim zabrało mi trzynaście lat i gdy wreszcie zdecydowałem się wyjść z kościoła, nie miałem żadnych trudności ze znalezieniem schronienia.
- Dobrze, staniesz się więc luteraninem, kalwinistą, baptystą, metodystą czy kim?
- Ja będę chrześcijaninem.
- A co będzie potem?
- Mniejsza o to. O praktycznym przyłączeniu się do jakiejś grupy pomyślę potem, na razie będę chrześcijaninem Chrystusowym i Jego apostołów; takim jak On nauczał i oni nauczali - w posłuszeństwie i oddaniu, głosząc to czynem i słowem. Gdzie? W kościele, który będzie najodpowiedniejszy ku temu. To już jest sprawa zewnętrznej manifestacji. Przede wszystkim chcę być chrześcijaninem naśladującym Pana naszego Jezusa Chrystusa. Ewangelia jest tak jasna, a Słowo Boże jest tak proste, że bez pomocy pośredników możemy je rozumieć.

Przebaczcie mi, że prześladowałem was. Nie myślę, że wyrządziłem wam wielkie krzywdy. Gdy dołożyłem starań, by zapoznać się z protestantyzmem w celu zwalczania go i wydałem wam wojnę, Bóg ze swojej strony wydał mi wojnę i naturalnie odniósł zwycięstwo. Jestem szczęśliwy, że uległem i mówiąc prawdę jestem wdzięczny, że ta walka nie zakończyła się klęską. Apostoł Paweł mówi o tym w ten sposób: "Co przedtem było mi zyskiem, uznałem za szkodę, a co miałem za szkodę, mam teraz za zysk". Nigdy nie będę w stanie wyrazić całej mej wdzięczności Panu za to, że On pozyskał mnie dla Prawdy.

[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]