[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]

9

Proteusz spojrzał w górę, aby zbadać przyczynę hałasu dochodzącego od szczytu schodów. Zobaczył cień więźnia, stojącego pomiędzy dwoma strażnikami. Skuty kajdanami powoli, mozolnie schodził w dół po wąskich, stromych schodach.

Proteusz nie mógł nic na to poradzić, że pomyślał: zawsze wyobrażałem sobie, że jesteś gigantem, tymczasem tutaj wydajesz się tak zwyczajny. Wyglądasz... wręcz słabo.

Więzień stanął teraz w pełnym świetle. Proteusz badał jego twarz, ale podobnie jak inni, nie mógł znaleźć żadnego śladu, który by odzwierciedlał jego myśli. Czy się bał? Czy był zaniepokojony? Wrogi? Proteusz przywykł do tego, że bez trudu odczytywał emocje, które malowały się na twarzach więźniów w takiej chwili. Ten więzień natomiast nie dostarczył mu żadnych wskazówek.

Proteusz zwrócił się do jednego ze stojących za nim żołnierzy:

- Trzecia cela.

Żołnierz otworzył okute żelazem drzwi. Tuż za drzwiami cela zapadała się w rodzaj dziury, głębokiej na jakieś dwanaście stóp. Jeden z żołnierzy musiał przywiązać linę do sztab i spuścić się w głąb. Proteusz zatrzymał go.

- Jedną chwilę. Tylko skuję więźnia.

Mówiąc te słowa, zwrócił się w kierunku rzymskich strażników i podszedł do nich, aby rozwiązać więźnia, po czym doszedł do drzwi celi i sam spuścił się w głąb zaszczurzonej jamy.

Miejsce było ciemne, wilgotne, pełne tego wszystkiego, co można sobie wyobrazić w lochu.

- Odstąpcie od więźnia - krzyknął do strażników. - Janie, spuść się tutaj po linie.

Jan uchwycił oburącz linę i opuścił się do wnętrza dziury.

- Te kajdany są przykute do ściany. Muszę założyć ci je na ręce i nogi. Są na tyle długie, że pozwolą ci na pewną swobodę ruchu. To decyzja Heroda. Przykro mi z tego powodu. Pozostaniesz w tym więzieniu do chwili, aż on postanowi, co z tobą zrobić.

Przez kilka chwil Proteusz mozolił się nad umocowaniem żelaznych obręczy wokół nadgarstków i kostek Jana. Gdy skończył, cofnął się nieco.

- Trzech twoich uczniów chciało się z tobą zobaczyć. Będzie im wolno przyjść w przyszłym tygodniu. Myślę, że przyniosą ci trochę jedzenia.

Chwycił linę i miał właśnie podciągnąć się w górę, gdy zatrzymał się i raz jeszcze spojrzał na Jana.

- Słyszałem cię, gdy przemawiałeś na pustyni. Żałuję...

- W porządku - odparł Jan. - To nie twoja wina.

Po tych słowach Proteusz podciągnął się do wyjścia, zamknął drzwi celi i zwrócił się do wszystkich obecnych żołnierzy.

- Słuchajcie mnie. Zapewnijcie temu człowiekowi wygodę w takim stopniu, w jakim pozwala na to ta przeklęta cela. Zaopatrujcie go w pożywienie, wodę i wszystko, czego potrzebuje. Starajcie się zaspokoić wszystkie jego potrzeby, aż do granic nakreślonych przez Heroda. I jeszcze jedno. Wypisałem imię Jana na murze obok drzwi celi. Chciałbym, aby każdy w tym miejscu pamiętał, kto siedzi w tej dziurze.

Z pierwszej celi odezwał się nagle jakiś głos.

- Co powiedziałeś?! Czyżby wtrącili tu Jana Chrzciciela?!

Proteusz westchnął. On i każdy człowiek w tym miejscu wiedział, co teraz ma nadejść.

[Następny rozdział | Poprzedni rozdział | Spis treści]