Siedzę wiele razy w nocy i mówię Tobie o mojej samotności, samotności dwudziestokilkuletniej dziewczyny, kobiety, o samotności, która tak znajoma, o samotności, w której nie bycie z drugim kochanym człowiekiem staje się bólem...
Ta samotność coraz bardziej jest świadoma...Siedzę pod Twoim Krzyżem i myślę, że wiesz, że znasz moją samotność...
Siedzę oparta o ścianę, wtulona w poduszkę i cisza, cisza, cisza, w której słychać kapanie wody z kranu, kłotnię sąsiadów, śmiech dzieci, tupot na schodach, rozmowy... I tu cisza - tylko Ty, Jezu i ja...
Wiesz, jak bardzo pragnę mieć rodzinę, pragnę kochać, dawać, być kochaną, ale nie wiem, jeszcze jaka jest Twoja wola wobec mnie i mojego życia... Czasem cicho przemyka nutka niepokoju, jakieś dziwne przeczucie, że mam iść przez życie samotnie, co nie znaczy, że bez miłości, że nie kochając...
Siedzę tak czasem pod Twoim krzyżem i wiem już, że chcę Tobie dać moją samotność, osamotnienie czasem, wszystko to nie wybrane przeze mnie, co wciąż dla mnie ciężarem...
Ale jeszcze nie umiem, jeszcze nie mam w sobie tyle siły, żeby dać Tobie to wszystko, bo to oznacza, że pozwolę Tobie dysponować moją samotnością... Że zdam się całkowicie na Twoją wolę i pozwolę, byś uczynił, to co chcesz, już nie to, czego ja pragnę...
Ale Ty czekasz, aż ja to wszystko powiem, aż powiem do końca o tęsknocie za drugim człowiekiem, czystej, bo zrodzonej z czekania, za tęsknotą świadomą aż do bólu, czym jest dzielenie się całym sobą z drugim człowiekiem...
Bo to tęsknota za pokochaniem drugim człowiekiem, za miłością, w której już nie szuka się siebie, tylko widzi się tę drugą kochaną osobą, za miłością, w której będąc zupełnie czystym nie można oddzielić tego, co cielesne od tego, co duchowe, za dzieleniem każdego dnia, każdego kawałka codzienności z tym drugim człowiekiem, za czekaniem, kiedy wróci, bo wtedy każde Kiedyś niesie za sobą obietnicę i nadzieję, bo choćby dalekie, jest prawdziwe... Za wspólnym kładzeniem się spać i wstawaniem, za szeptami, cichym, spokojnym oddechem, kiedy zasypiasz, za uśmiechem, za trudem, zmęczeniem, ciągłym trudnym uczeniem się siebie nawzajem, za wspólną modlitwą, za zarwanymi nocami spędzonymi przy dzieciach, za szukaniem przebaczenia dla siebie, kiedy coś się połamało i cisza pomiędzy nami....
Bo to tęsknota za miłością, w której kwitniesz jak kwiat i starasz się, by ta osoba, też kwitła, rozwijała się...
Za miłością, w której największe dobro tego drugiego człowieka nagle wyrasta ponad mój własny egoizm, kiedy poznaję smak niepokoju, bo spóźnia się do domu, bo miał zadzwonić, a nie daje znaku życia... To nie żadna zazdrość czy zaborczość, tylko troska, tylko niepokój, że coś się stało...
Tęsknota za miłością, której nigdy się nie wykreśli z życia, a która pozostała niespełniona, bo zwyciężyło w niej pragnienie największego dobra dla drugiego człowieka - Nieba... i trzeba było cicho odejść i nie rozpaczać, nie obwiniać, nie krzyczeć, nie dać emocjom ponieść się na bezdroża.
Siedzę kolejną noc i wiem, że jeszcze nie jestem zdolna, ale Ty wiesz, że chcę, żę chcę świadomie i z radością oddać ci moje samotne dnie i noce, tęsknoty i pragnienia, chcę otworzyć się do końca na to, co chcesz ze mną czynić...
Magda Jankowiak
Wersja HTML Copyright (c) 1999 Czytelnia Chrześcijanina